Opowieść o Halnym (cz.6)
Trzecia dekada stycznia 1944 roku była u podnóża Gór Świętokrzyskich zimna i śnieżna. Po obfitych opadach nastały dnie bardzo mroźne, które starzy mieszkańcy Milejowic oceniali na minus 20 stopni. Wieś leżała z boku od wszelkich traktów, zakopana w śniegu, leśne wojsko więc znalazło tu leże dobre i bezpieczne. Z trzech zgrupowań "Ponurego" pozostało ich tu niewielu, około trzydziestu. Reszta, całe oddziały, czasowo rozformowane, przeczekiwały zimę w różnych melinach okolicznych powiatów. Ta trzydziestka trzymała się razem z dwóch powodów: stanowiła ochronę dowództwa oraz składała się wyłącznie z ludzi, których twarze, pseudonimy, a nawet i nazwiska znane były wszystkim okolicznym posterunkom żandarmerii i granatowej policji, a zdjęcia niektórych zdobiły słupy ogłoszeniowe z "ceną" 20 czy 30 tysięcy złotych, płatnych w komendzie policji dystryktu Radom. [...]
Dzień 28 stycznia przyjęli z podnieceniem. Obudził ich jednostajny szmer - to ze słomianych strzech przykrytych czapami śniegu kapała woda. Po raz pierwszy od wielu dni na niebie ukazało się słońce, anemiczne, ale dające trochę ciepła. I jakby nie dość było tej nowości, późnym popołudniem do wsi zasypanej rozmiękającym od rana śniegiem przyjechał ppor. "Motor" z "Cichym" i jakimś cywilem. Wyposażone w erkaem ubezpieczenie wpuściło z dużymi honorami znanego sobie oficera. Porucznik jechał na wozie rozparty, rozmawiając z ożywieniem ze swymi towarzyszami. Chłopcy z młodszych roczników bili w dach oficerowi, a starsi z partyzanckim stażem kiwali mu rękami i wymieniali okrzyki. "Motor" każdemu odpowiadał ruchem dłoni. Gdy zaprzęg podtoczył się pod kwaterę "Nurta", zobaczyli, że "Cichy" i cywil, którzy przyjechali z "Motorem", pomagali porucznikowi wynosić paczki.
Rozchodzili się więc po kwaterach podnieceni, komentując te odwiedziny. Bo każda wizyta "Motora" to były przede wszystkim ciągle oczekiwane papierosy, często rarytas - "monopolówka" i wreszcie kiełbasa czy dawno nie widziane masło. Z dużym uznaniem mówiono o zdolnościach porucznika, który zawsze potrafił szkopów wykołować i coś atrakcyjnego przywieźć. A cóż to za wspaniały kierowca ! Swym czarnym oplem potrafi dojechać wszędzie i wszystko nim dowieźć. Bo "Motor" to ho, ho ! Ciekawe, co teraz im przywiózł, bo że coś przywiózł, nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Kto to jest ten jadący obok "Motora" i "Cichego" cywil ? Siedzą teraz u "Nurta", który zastępuje chwilowo nieobecnego w oddziale "Ponurego".
Było juz dobrze szaro, gdy do chaty, w której kwaterował pchor. "Halny" z częścią swej drużyny z oddziału "Szorta", zastukał łącznik od "Nurta".
- Podchorąży "Halny" wraz z jednym ze swych ludzi natychmiast do komendanta ! Zabrać ze sobą broń i sznury !
Sznury? A cóż to za nowość ? Wyprawa alpinistyczna ? Ale rozkaz to rozkaz. "Halny" więc szybko dobiera sobie kaprala "Bata", wciągają długie oficerki, nadające fason leśnym chłopcom, a gospodarz tymczasem szuka jakichś sznurów.
- A on ma być gruby czy cienki ? - pyta trochę bezradnie.
- Dajcie taki i taki - odpowiada "Halny".
Wychodzą w ciemność, a że nogi ślizgają się po roztopie, zabezpieczają steny, bo to cholerstwo ma słabe sprężyny i przy poślizgnięciu może łatwo wypalić. Kwatera "Nurta" jest o rzut kamieniem. Pukają, ale odpowiada im cisza, "Halny" więc wchodzi do kuchni, a za nim wciska się "Bat". Przez uchylone drzwi z pokoju dochodzi gwar rozmowy. Chwilę stoją niezdecydowani i wtedy z drugiej izby wychodzi "Nurt". Starannie zamyka za sobą drzwi.
- Komendancie - zwiera obcasy "Halny", ale "Nurt" ruchem ręki przerywa meldunek. Patrzy na prężących się żołnierzy, ale tak, jakby ich nie widział. Nie znają go takim. Potem bezwiednie podnosi rękę do twarzy i charakterystycznym dla niego ruchem pociera palcami czubek nosa.
- Chłopcy... - urywa na chwilę.
- Chłopcy - powtarza półgłosem. Takiego ptaka mamy - zgina dla ilustracji łokieć łobuzerskim ruchem.
Sięga do kabury i wprawnie wyłuskując oksydowanego, płaskiego kolta. Nabój wchodzi w lufę prawie bezszelestnie. Uzbrojoną rękę chowa za plecami i kiwnąwszy głową żołnierzom, otwiera drzwi.
Wokół zastawionego stołu siedzi czterech mężczyzn: tyłem do drzwi opowiadający właśnie coś śmiesznego "Motor", naprzeciwko niego por. "Antoniewicz", następnie chor. "Szort", dowódca "Halnego" i "Bata", i wreszcie ten ptak, o którym mówił "Nurt", ten cywil, którego przywiózł porucznik. Chłopcy czekają teraz tylko na sygnał "Nurta", by rzucić się na obcego - któż inny tu może być brany pod uwagę ?
Tymczasem komendant podchodzi do "Motora" i klepie go w ramię. Porucznik przerywa opowiadanie i odwraca zaaferowaną twarz do tyłu. Widzi wylot pistoletu tuż przed oczyma.
- Jurek, jesteś aresztowany !
Obaj żołnierze, "Halny" i "Bat" stoją jak wrośnięci w ziemię. Co to za kawał ? "Motor" aresztowany ? Cóż za kiepskie dowcipy trzymają się tego "Nurta" ? Upił się, czy co ?
Nie mniej zdumiony wydaje się być sam "Motor".
- "Zygmunt"* ! Zwariowałeś ? - woła podnosząc się z krzesła.
Teraz zrywają się ze swych miejsc "Antoniewicz" i "Szort", jednocześnie wyszarpując z kabur pistolety i kierując je w stronę "Motora".
- Związać go ! - poleca "Nurt".
"Antoniewicz" odstawia pod ścianę krzesło i każe posadzić na nim związanego. Obaj żołnierze stoją po obu stronach, a "Szort" tymczasem opróżnia kieszenie "Motora". Grzebień, chusteczka, portfel i notes. To wszystko. Robi to spokojnie, metodycznie, wyjmuje każdy przedmiot, uważnie ogląda i odkłada na stół. Tymczasem "Motor" mówi. Mówi cały czas, prosi, apeluje, krzyczy.
- "Zygmunt" ! Czy wyście oszaleli ? Co wam do głowy strzeliło ? Zidiocieli, jak Boga kocham ! "Leszek" ! O co wam chodzi ? O co mnie posądzacie ? Do cholery, jestem waszym kolegą, oficerem, możecie chyba powiedzieć, co to ma znaczyć ?
Nikt na to nie zwraca uwagi. "Szort" skończył rewizję i wraz z cywilem zasiadł za stołem. Patrzą na związanego jakby był martwym przedmiotem. "Nurt" z rękami założonymi do tyłu spaceruje wokół pokoju, a "Leszek" tymczasem przegląda kartkę po kartce w notesie. Przysuwa sobie krzesło ku "Motorowi", chwilę patrzy na niego i "Motor" milknie. W izbie zapada cisza, gdyż i "Nurt" przestał spacerować. Sześć par oczu patrzy teraz na "Motora". On powoli ciągnie wzrokiem od jednego do drugiego i wreszcie zwraca się do "Leszka" :
- Czego ? - warczy przez zaciśnięte zęby.
- Od kiedy współpracujesz z gestapo ? - "Leszek" pyta cicho, spokojnie, ale głosem takim, że mrowie przechodzi słuchających.
"Motor" wybucha śmiechem.
- Ja z gestapo ?! Ja, który z "Ponurym" rozbijałem więzienie w Pińsku już wtedy, gdy wam się jeszcze nie śniło o partyzantce ? Co za brednie.
Argument jest tak mocny, że "Leszek", który nie traci zwykle rezonu, milknie na chwilę i wzrokiem biegnie po pomoc do komendanta.
- Pytaj dalej - poleca "Nurt".
"Leszek" zerka do notatnika.
- Kto to jest Dyzio z Brzeskiej albo Mrożek ?
- To kontakty podane przez "Stefanowskiego"* na kupno benzyny.
- A kto wydał "Czarkę"* ?
- "Leszek", nie wygłupiaj się !
- Kto to jest dr Sz. ?
- Lekarz żony.
Padają pytania, "Motor" odpowiada na nie pewnie, przekonywująco. "Nurt" spaceruje po pokoju, jakby go to wszystko, co się tu dzieje, nie obchodziło. Obaj żołnierze są przekonani, że ta tragiczna pomyłka zaraz się wyjaśni. "Leszek" ociera pot z czoła, a "Szort" i cywil siedzą w milczeniu. Mija pół godziny, potem godzina.
Naraz spomiędzy kartek notatnika wypada na ziemię mały papierek. "Motor" poruszył się niespokojnie, ale chłopcy przytrzymują go. "Leszek" podnosi powoli kartkę, przeczytał jej treść i przez zaciśnięte zęby zasyczał:
- Ty s*******u, tego też się wyprzesz ?! - podsunął "Motorowi" pod nos sztywny kartonik tak blisko, że tamten cofnął głowę. Milczał.
"Nurt" podszedł do "Leszka" i przeczytał głośno treść biletu :
- "Uwaga ! Na tropie ! Zmienić mieszkanie ! Zmylić ślad ! NN, V.36. Borys."
Cisza jest tak głęboka, że słychać trzask postronków wokół napiętych dłoni aresztowanego.
- Jesteś agentem gestapo ? - głos "Leszka" jest beznamiętny, drewniany.
"Motor" zdaje się liczyć szpary w podłodze. Milczy.
- Jesteś ! - teraz krzyk "Leszka" jest wysoki, wibrujący, histeryczny.
"Motor" podnosi powoli głowę. Jego twarz w niczym nie przypomina tej, którą widzieli jeszcze przed chwilą, pulchnej, rumianej. To szara, wymięta szmata.
- Jestem - potwierdzają prawie bezgłośnie sine usta.
Westchnienie ulgi przelatuje przez izbę jak coś namacalnego. Odetchnęli wszyscy, a chyba i sam "Motor" jest jakby spokojniejszy. Więc to nie tragiczna pomyłka, straszliwe, bezpodstawne podejrzenie. Wiadomości są pewne, prawdziwe. Ale jakże straszna jest sprawa. "Motor", pierwszy druh komendanta "Ponurego", on, starszy stażem od nich wszystkich, uczestnik tylu wspaniałych akcji, żołnierz konspiracji od wiosny 42 roku, kawaler Krzyża Walecznych za Pińsk, przyjaciel i wypróbowany kolega - zdrajcą.
- Od kiedy ? - pyta "Nurt".
- Od sierpnia 1943 roku.
- Pierwszą obławę na las ty nadałeś ?
"Motor" kiwa głową.
- Przecież ona była w lipcu ! - zaskakuje go "Antoniewicz".
"Motor" milczy. Ale po chwili, nie pytany, zaczyna mówić. O tym, jak się zaczęło, jak się kontaktował, kto go wciągnął, kogo wydał. A więc obławy na las w lipcu, wrześniu i październiku 1943 r., wydanie partyzanta "Bogdana"*, "Robota" i jego żołnierzy w Wielkiej Wsi...
- "Robota" też ty nadałeś ? - "Nurt" przerywa swój spacer tuż przed krzesłem aresztanta. "Motor" patrzy na niego z przerażeniem. Milczy. "Robot" to przecież kolega "Nurta", jeszcze z Anglii, z cichociemnych.
- Ty ? - pyta "Nurt".
- Ja.
Obrywa w pysk wierzchem dłoni. Przyjmuje to jak należną karę potrząsając głową. Jest to jedyne uderzenie jakie otrzymał w czasie badania.
Po chwili kontynuuje dalej swą opowieść. Suchedniowska fabryka broni, obława na płka "Nila"* w młynie Cioka, kocioł gestapo w warszawskim mieszkaniu żony "Ponurego" - Emilii Malessy, zasadzka na "Czarkę" trzy tygodnie temu pod Białobrzegami.
- "Czarka" to też twoja sprawa ? - powtarza pytająco "Leszek".
- Tak - podejmuje "Motor" i szybko dodaje: Ale dzięki mojej interwencji nie został rozstrzelany, tylko wysłany do obozu w Rzeszy.
- Ty szubrawcze ! Czy sądzisz, że to lepsze niż szybka śmierć ?
"Motor" poci się. Strumienie płyną mu z czoła i z nosa, pot skapuje na podłogę. "Szort" ociera mu kilka razy czoło. Teraz "Nurt" pyta:
- Dostawałeś za to jakieś pieniądze ?
- Tak.
- Ile ?
- Dwa tysiące złotych i tysiąc sześćset.
- Za osobę ? Za akcję ?
- Nie. Za wszystko.
- Rany boskie, człowieku ! Za taki gówniany pieniądz tyle ludzi wydałeś. Dlaczego ? Dlaczego ? - "Leszek" bije się zaciśniętą pięścią po głowie.
- Woziłeś "Ponurego" po Warszawie swoim oplem. Dlaczego go nie wydałeś Niemcom ? Chyba nie z sentymentu dla dowódcy ? - pyta znów "Nurt".
- Nie.
- Więc dlaczego ?
- Gdybym wydał "Ponurego" - mówi z żałosnym uśmiechem - już bym im nie był potrzebny. Tyle mego życia było, dokąd "Ponurego" nie mieli.
- Nie bałeś się, że cię nasz wywiad rozpracuje ?
- Bałem się i dlatego w Warszawie, gdzie wywiad AK miał prawie wszędzie swe wtyczki, unikałem wszelkich telefonów i spotkań.
- Jak więc przekazywałeś materiał ?
- Przeważnie w samochodzie. Co drugi tydzień na rogu Chmielnej i Marszałkowskiej, w określonym dniu i godzinie, spacerowałem przy krawężniku. Podjeżdżało auto gestapo i jeden z oficerów zaczynał rozpytywać głośno o ulicę Kaczą. Wobec tego, że nikt nie wiedział, ja zaczynałem tłumaczyć, robiłem to zawile, oficer więc kazał mi wsiadać i pokazać. Wyglądało to przypadkowo i wiarygodnie.
Jest już późno. Wszyscy są wstrząśnięci i zmęczeni tymi trzema godzinami.
- Wstań.
Powstają też z krzeseł oficerowie. "Nurt" przyjmuje postawę zasadniczą.
- Rozkazem Komendy Głównej Armii Krajowej zostałeś skazany na karę śmierci. Wyrok będzie wykonany natychmiast.
"Motor" potrząsa głową, jakby nie dotarło do niego to, co powiedział komendant. Nagle pojmuje. Broda zaczyna mu drgać i łamiącym sie głosem prosi:
- "Zygmunt", "Leszek" ! Na rany boskie ! Dajcie mi szansę. Dajcie się zrehabilitować. Pójdę na najgorsze. Chłopcy... Tyle akcji... razem...
"Leszek" spluwa gęstą śliną. Ociera usta wierzchem dłoni.
- Szkoda, że masz tylko jedno szubrawe życie i tylko raz można cię kropnąć.
- Czy masz jakieś życzenie ? - pyta "Nurt".
- Tak, mam. W Warszawie jest dziewczyna, jest w ciąży. Zaopiekujcie się nią. Ona nie wie, że ja jestem szpiclem. I... i nie chcę, aby dziecko wiedziało, że nim byłem.
"Motor" łka cicho. Wszyscy obecni w izbie uciekają ze wzrokiem. Każdy przywołuje teraz z pamięci ludzi, którzy przez niego wpadli. "Czarka", "Robot", "Bogdan", "Korebko"*, ponad trzydziestu poległych w czasie obławy w październiku, setki niewinnych ludzi w Michniowie i wielu, wielu innych.
- Polska się z tobą załatwiła - mówi "Nurt" - ale my jeszcze nie. Kazano nam cię zlikwidować bez przesłuchania, ale my musieliśmy znać prawdę o tobie. Teraz ją znamy. Za każdą akcję przeciwko nam dostaniesz po dziesięć batów. Rozłóżcie go.
Szpicel chwieje się na nogach, gdy "Nurt" po obatożeniu z kolei przekazuje go "Szortowi".
- On już twój.
"Halny" i "Bat" ujmują "Motora" pod pachy i postękującego wyprowadzają przed chatę. Tu "Szort" oplątuje związane ręce "Motora" dodatkowym kawałkiem linki i podaje jej koniec "Batowi".
- Nie bój się "Szort", nie ucieknę. To mi się słusznie należy - chrapie "Motor".
Nikt mu nie odpowiada.
Noc jest ciemna, ciepła. Woda z roztopów płynie koleinami wiejskiego traktu z cichym ciurkaniem. Idą ślizgając się co chwila. Wychodzą za opłotki ku Przełęczy Witosławskiej. Z tyłu za nimi szura nogami po błocie chorąży "Szort".
Stanęli przed lasem jak na komendę. "Motor" podniósł głowę, odetchnął głęboko i w tym momencie klasnął strzał z "Szortowego" visa. "Motor" osunął się w śnieg. Chorąży błysnął na chwilę latarką i sprawdził strzał. Nie oglądając się szybko odeszli ku wsi.
O świcie żołnierze drużyny służbowej zakopali ciało tam, gdzie leżało, na środku drogi. Kapral "Bat", który doglądał skrupulatnego wykonania rozkazu, kazał go "rzucić do dołu na pysk, bo taki zdrajca nie jest godzien po chrześcijańsku w niebo z grobu patrzeć". Ziemię wygładzono i dla niepoznaki zasypano śniegiem.


O przygotowaniach do Burzy, spotkaniu z żołnierzami radzieckimi i niemieckimi czołgami przeczytacie już za tydzień na www.skarzysko24.pl
Cezary Chlebowski "Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie" Wydawnictwo Epoka, Warszawa 1988 (fragmenty), zdjęcia - reprodukcje z prywatnych zbiorów autora.
Mariusz Gruszczyński
Dzień 28 stycznia przyjęli z podnieceniem. Obudził ich jednostajny szmer - to ze słomianych strzech przykrytych czapami śniegu kapała woda. Po raz pierwszy od wielu dni na niebie ukazało się słońce, anemiczne, ale dające trochę ciepła. I jakby nie dość było tej nowości, późnym popołudniem do wsi zasypanej rozmiękającym od rana śniegiem przyjechał ppor. "Motor" z "Cichym" i jakimś cywilem. Wyposażone w erkaem ubezpieczenie wpuściło z dużymi honorami znanego sobie oficera. Porucznik jechał na wozie rozparty, rozmawiając z ożywieniem ze swymi towarzyszami. Chłopcy z młodszych roczników bili w dach oficerowi, a starsi z partyzanckim stażem kiwali mu rękami i wymieniali okrzyki. "Motor" każdemu odpowiadał ruchem dłoni. Gdy zaprzęg podtoczył się pod kwaterę "Nurta", zobaczyli, że "Cichy" i cywil, którzy przyjechali z "Motorem", pomagali porucznikowi wynosić paczki.

"Motor" Jerzy Wojnowski
Rozchodzili się więc po kwaterach podnieceni, komentując te odwiedziny. Bo każda wizyta "Motora" to były przede wszystkim ciągle oczekiwane papierosy, często rarytas - "monopolówka" i wreszcie kiełbasa czy dawno nie widziane masło. Z dużym uznaniem mówiono o zdolnościach porucznika, który zawsze potrafił szkopów wykołować i coś atrakcyjnego przywieźć. A cóż to za wspaniały kierowca ! Swym czarnym oplem potrafi dojechać wszędzie i wszystko nim dowieźć. Bo "Motor" to ho, ho ! Ciekawe, co teraz im przywiózł, bo że coś przywiózł, nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Kto to jest ten jadący obok "Motora" i "Cichego" cywil ? Siedzą teraz u "Nurta", który zastępuje chwilowo nieobecnego w oddziale "Ponurego".
Było juz dobrze szaro, gdy do chaty, w której kwaterował pchor. "Halny" z częścią swej drużyny z oddziału "Szorta", zastukał łącznik od "Nurta".
- Podchorąży "Halny" wraz z jednym ze swych ludzi natychmiast do komendanta ! Zabrać ze sobą broń i sznury !
Sznury? A cóż to za nowość ? Wyprawa alpinistyczna ? Ale rozkaz to rozkaz. "Halny" więc szybko dobiera sobie kaprala "Bata", wciągają długie oficerki, nadające fason leśnym chłopcom, a gospodarz tymczasem szuka jakichś sznurów.
- A on ma być gruby czy cienki ? - pyta trochę bezradnie.
- Dajcie taki i taki - odpowiada "Halny".
Wychodzą w ciemność, a że nogi ślizgają się po roztopie, zabezpieczają steny, bo to cholerstwo ma słabe sprężyny i przy poślizgnięciu może łatwo wypalić. Kwatera "Nurta" jest o rzut kamieniem. Pukają, ale odpowiada im cisza, "Halny" więc wchodzi do kuchni, a za nim wciska się "Bat". Przez uchylone drzwi z pokoju dochodzi gwar rozmowy. Chwilę stoją niezdecydowani i wtedy z drugiej izby wychodzi "Nurt". Starannie zamyka za sobą drzwi.
- Komendancie - zwiera obcasy "Halny", ale "Nurt" ruchem ręki przerywa meldunek. Patrzy na prężących się żołnierzy, ale tak, jakby ich nie widział. Nie znają go takim. Potem bezwiednie podnosi rękę do twarzy i charakterystycznym dla niego ruchem pociera palcami czubek nosa.
- Chłopcy... - urywa na chwilę.
- Chłopcy - powtarza półgłosem. Takiego ptaka mamy - zgina dla ilustracji łokieć łobuzerskim ruchem.
Sięga do kabury i wprawnie wyłuskując oksydowanego, płaskiego kolta. Nabój wchodzi w lufę prawie bezszelestnie. Uzbrojoną rękę chowa za plecami i kiwnąwszy głową żołnierzom, otwiera drzwi.
Wokół zastawionego stołu siedzi czterech mężczyzn: tyłem do drzwi opowiadający właśnie coś śmiesznego "Motor", naprzeciwko niego por. "Antoniewicz", następnie chor. "Szort", dowódca "Halnego" i "Bata", i wreszcie ten ptak, o którym mówił "Nurt", ten cywil, którego przywiózł porucznik. Chłopcy czekają teraz tylko na sygnał "Nurta", by rzucić się na obcego - któż inny tu może być brany pod uwagę ?
Tymczasem komendant podchodzi do "Motora" i klepie go w ramię. Porucznik przerywa opowiadanie i odwraca zaaferowaną twarz do tyłu. Widzi wylot pistoletu tuż przed oczyma.
- Jurek, jesteś aresztowany !
Obaj żołnierze, "Halny" i "Bat" stoją jak wrośnięci w ziemię. Co to za kawał ? "Motor" aresztowany ? Cóż za kiepskie dowcipy trzymają się tego "Nurta" ? Upił się, czy co ?
Nie mniej zdumiony wydaje się być sam "Motor".
- "Zygmunt"* ! Zwariowałeś ? - woła podnosząc się z krzesła.
Teraz zrywają się ze swych miejsc "Antoniewicz" i "Szort", jednocześnie wyszarpując z kabur pistolety i kierując je w stronę "Motora".
- Związać go ! - poleca "Nurt".
"Antoniewicz" odstawia pod ścianę krzesło i każe posadzić na nim związanego. Obaj żołnierze stoją po obu stronach, a "Szort" tymczasem opróżnia kieszenie "Motora". Grzebień, chusteczka, portfel i notes. To wszystko. Robi to spokojnie, metodycznie, wyjmuje każdy przedmiot, uważnie ogląda i odkłada na stół. Tymczasem "Motor" mówi. Mówi cały czas, prosi, apeluje, krzyczy.
- "Zygmunt" ! Czy wyście oszaleli ? Co wam do głowy strzeliło ? Zidiocieli, jak Boga kocham ! "Leszek" ! O co wam chodzi ? O co mnie posądzacie ? Do cholery, jestem waszym kolegą, oficerem, możecie chyba powiedzieć, co to ma znaczyć ?
Nikt na to nie zwraca uwagi. "Szort" skończył rewizję i wraz z cywilem zasiadł za stołem. Patrzą na związanego jakby był martwym przedmiotem. "Nurt" z rękami założonymi do tyłu spaceruje wokół pokoju, a "Leszek" tymczasem przegląda kartkę po kartce w notesie. Przysuwa sobie krzesło ku "Motorowi", chwilę patrzy na niego i "Motor" milknie. W izbie zapada cisza, gdyż i "Nurt" przestał spacerować. Sześć par oczu patrzy teraz na "Motora". On powoli ciągnie wzrokiem od jednego do drugiego i wreszcie zwraca się do "Leszka" :
- Czego ? - warczy przez zaciśnięte zęby.
- Od kiedy współpracujesz z gestapo ? - "Leszek" pyta cicho, spokojnie, ale głosem takim, że mrowie przechodzi słuchających.
"Motor" wybucha śmiechem.
- Ja z gestapo ?! Ja, który z "Ponurym" rozbijałem więzienie w Pińsku już wtedy, gdy wam się jeszcze nie śniło o partyzantce ? Co za brednie.
Argument jest tak mocny, że "Leszek", który nie traci zwykle rezonu, milknie na chwilę i wzrokiem biegnie po pomoc do komendanta.
- Pytaj dalej - poleca "Nurt".
"Leszek" zerka do notatnika.
- Kto to jest Dyzio z Brzeskiej albo Mrożek ?
- To kontakty podane przez "Stefanowskiego"* na kupno benzyny.
- A kto wydał "Czarkę"* ?
- "Leszek", nie wygłupiaj się !
- Kto to jest dr Sz. ?
- Lekarz żony.
Padają pytania, "Motor" odpowiada na nie pewnie, przekonywująco. "Nurt" spaceruje po pokoju, jakby go to wszystko, co się tu dzieje, nie obchodziło. Obaj żołnierze są przekonani, że ta tragiczna pomyłka zaraz się wyjaśni. "Leszek" ociera pot z czoła, a "Szort" i cywil siedzą w milczeniu. Mija pół godziny, potem godzina.
Naraz spomiędzy kartek notatnika wypada na ziemię mały papierek. "Motor" poruszył się niespokojnie, ale chłopcy przytrzymują go. "Leszek" podnosi powoli kartkę, przeczytał jej treść i przez zaciśnięte zęby zasyczał:
- Ty s*******u, tego też się wyprzesz ?! - podsunął "Motorowi" pod nos sztywny kartonik tak blisko, że tamten cofnął głowę. Milczał.
"Nurt" podszedł do "Leszka" i przeczytał głośno treść biletu :
- "Uwaga ! Na tropie ! Zmienić mieszkanie ! Zmylić ślad ! NN, V.36. Borys."
Cisza jest tak głęboka, że słychać trzask postronków wokół napiętych dłoni aresztowanego.
- Jesteś agentem gestapo ? - głos "Leszka" jest beznamiętny, drewniany.
"Motor" zdaje się liczyć szpary w podłodze. Milczy.
- Jesteś ! - teraz krzyk "Leszka" jest wysoki, wibrujący, histeryczny.
"Motor" podnosi powoli głowę. Jego twarz w niczym nie przypomina tej, którą widzieli jeszcze przed chwilą, pulchnej, rumianej. To szara, wymięta szmata.
- Jestem - potwierdzają prawie bezgłośnie sine usta.
Westchnienie ulgi przelatuje przez izbę jak coś namacalnego. Odetchnęli wszyscy, a chyba i sam "Motor" jest jakby spokojniejszy. Więc to nie tragiczna pomyłka, straszliwe, bezpodstawne podejrzenie. Wiadomości są pewne, prawdziwe. Ale jakże straszna jest sprawa. "Motor", pierwszy druh komendanta "Ponurego", on, starszy stażem od nich wszystkich, uczestnik tylu wspaniałych akcji, żołnierz konspiracji od wiosny 42 roku, kawaler Krzyża Walecznych za Pińsk, przyjaciel i wypróbowany kolega - zdrajcą.
- Od kiedy ? - pyta "Nurt".
- Od sierpnia 1943 roku.
- Pierwszą obławę na las ty nadałeś ?
"Motor" kiwa głową.
- Przecież ona była w lipcu ! - zaskakuje go "Antoniewicz".
"Motor" milczy. Ale po chwili, nie pytany, zaczyna mówić. O tym, jak się zaczęło, jak się kontaktował, kto go wciągnął, kogo wydał. A więc obławy na las w lipcu, wrześniu i październiku 1943 r., wydanie partyzanta "Bogdana"*, "Robota" i jego żołnierzy w Wielkiej Wsi...
- "Robota" też ty nadałeś ? - "Nurt" przerywa swój spacer tuż przed krzesłem aresztanta. "Motor" patrzy na niego z przerażeniem. Milczy. "Robot" to przecież kolega "Nurta", jeszcze z Anglii, z cichociemnych.
- Ty ? - pyta "Nurt".
- Ja.
Obrywa w pysk wierzchem dłoni. Przyjmuje to jak należną karę potrząsając głową. Jest to jedyne uderzenie jakie otrzymał w czasie badania.
Po chwili kontynuuje dalej swą opowieść. Suchedniowska fabryka broni, obława na płka "Nila"* w młynie Cioka, kocioł gestapo w warszawskim mieszkaniu żony "Ponurego" - Emilii Malessy, zasadzka na "Czarkę" trzy tygodnie temu pod Białobrzegami.
- "Czarka" to też twoja sprawa ? - powtarza pytająco "Leszek".
- Tak - podejmuje "Motor" i szybko dodaje: Ale dzięki mojej interwencji nie został rozstrzelany, tylko wysłany do obozu w Rzeszy.
- Ty szubrawcze ! Czy sądzisz, że to lepsze niż szybka śmierć ?
"Motor" poci się. Strumienie płyną mu z czoła i z nosa, pot skapuje na podłogę. "Szort" ociera mu kilka razy czoło. Teraz "Nurt" pyta:
- Dostawałeś za to jakieś pieniądze ?
- Tak.
- Ile ?
- Dwa tysiące złotych i tysiąc sześćset.
- Za osobę ? Za akcję ?
- Nie. Za wszystko.
- Rany boskie, człowieku ! Za taki gówniany pieniądz tyle ludzi wydałeś. Dlaczego ? Dlaczego ? - "Leszek" bije się zaciśniętą pięścią po głowie.
- Woziłeś "Ponurego" po Warszawie swoim oplem. Dlaczego go nie wydałeś Niemcom ? Chyba nie z sentymentu dla dowódcy ? - pyta znów "Nurt".
- Nie.
- Więc dlaczego ?
- Gdybym wydał "Ponurego" - mówi z żałosnym uśmiechem - już bym im nie był potrzebny. Tyle mego życia było, dokąd "Ponurego" nie mieli.
- Nie bałeś się, że cię nasz wywiad rozpracuje ?
- Bałem się i dlatego w Warszawie, gdzie wywiad AK miał prawie wszędzie swe wtyczki, unikałem wszelkich telefonów i spotkań.
- Jak więc przekazywałeś materiał ?
- Przeważnie w samochodzie. Co drugi tydzień na rogu Chmielnej i Marszałkowskiej, w określonym dniu i godzinie, spacerowałem przy krawężniku. Podjeżdżało auto gestapo i jeden z oficerów zaczynał rozpytywać głośno o ulicę Kaczą. Wobec tego, że nikt nie wiedział, ja zaczynałem tłumaczyć, robiłem to zawile, oficer więc kazał mi wsiadać i pokazać. Wyglądało to przypadkowo i wiarygodnie.
Jest już późno. Wszyscy są wstrząśnięci i zmęczeni tymi trzema godzinami.
- Wstań.
Powstają też z krzeseł oficerowie. "Nurt" przyjmuje postawę zasadniczą.
- Rozkazem Komendy Głównej Armii Krajowej zostałeś skazany na karę śmierci. Wyrok będzie wykonany natychmiast.
"Motor" potrząsa głową, jakby nie dotarło do niego to, co powiedział komendant. Nagle pojmuje. Broda zaczyna mu drgać i łamiącym sie głosem prosi:
- "Zygmunt", "Leszek" ! Na rany boskie ! Dajcie mi szansę. Dajcie się zrehabilitować. Pójdę na najgorsze. Chłopcy... Tyle akcji... razem...
"Leszek" spluwa gęstą śliną. Ociera usta wierzchem dłoni.
- Szkoda, że masz tylko jedno szubrawe życie i tylko raz można cię kropnąć.
- Czy masz jakieś życzenie ? - pyta "Nurt".
- Tak, mam. W Warszawie jest dziewczyna, jest w ciąży. Zaopiekujcie się nią. Ona nie wie, że ja jestem szpiclem. I... i nie chcę, aby dziecko wiedziało, że nim byłem.
"Motor" łka cicho. Wszyscy obecni w izbie uciekają ze wzrokiem. Każdy przywołuje teraz z pamięci ludzi, którzy przez niego wpadli. "Czarka", "Robot", "Bogdan", "Korebko"*, ponad trzydziestu poległych w czasie obławy w październiku, setki niewinnych ludzi w Michniowie i wielu, wielu innych.
- Polska się z tobą załatwiła - mówi "Nurt" - ale my jeszcze nie. Kazano nam cię zlikwidować bez przesłuchania, ale my musieliśmy znać prawdę o tobie. Teraz ją znamy. Za każdą akcję przeciwko nam dostaniesz po dziesięć batów. Rozłóżcie go.
Szpicel chwieje się na nogach, gdy "Nurt" po obatożeniu z kolei przekazuje go "Szortowi".
- On już twój.
"Halny" i "Bat" ujmują "Motora" pod pachy i postękującego wyprowadzają przed chatę. Tu "Szort" oplątuje związane ręce "Motora" dodatkowym kawałkiem linki i podaje jej koniec "Batowi".
- Nie bój się "Szort", nie ucieknę. To mi się słusznie należy - chrapie "Motor".
Nikt mu nie odpowiada.
Noc jest ciemna, ciepła. Woda z roztopów płynie koleinami wiejskiego traktu z cichym ciurkaniem. Idą ślizgając się co chwila. Wychodzą za opłotki ku Przełęczy Witosławskiej. Z tyłu za nimi szura nogami po błocie chorąży "Szort".
Stanęli przed lasem jak na komendę. "Motor" podniósł głowę, odetchnął głęboko i w tym momencie klasnął strzał z "Szortowego" visa. "Motor" osunął się w śnieg. Chorąży błysnął na chwilę latarką i sprawdził strzał. Nie oglądając się szybko odeszli ku wsi.
O świcie żołnierze drużyny służbowej zakopali ciało tam, gdzie leżało, na środku drogi. Kapral "Bat", który doglądał skrupulatnego wykonania rozkazu, kazał go "rzucić do dołu na pysk, bo taki zdrajca nie jest godzien po chrześcijańsku w niebo z grobu patrzeć". Ziemię wygładzono i dla niepoznaki zasypano śniegiem.
Oryginalny tekst rozkazu kontrwywiadu KGAK polecający natychmiastową likwidację "Motora"

Wykonawcą wyroku Polski Podziemnej był najstarszy wiekiem
i stażem z dowódców partyzanckich oddziałów Zgrupowań chor. Tomasz Waga "Szort"

Jednym z ogniw, które pomogły wykryć zdradę "Motora" był Austriak Karl Landl,
były żandarm z Łopuszna (pierwszy z prawej). W środku żołnierz "Ponurego" Bogdan Ostachowski "Puer"
były żandarm z Łopuszna (pierwszy z prawej). W środku żołnierz "Ponurego" Bogdan Ostachowski "Puer"

*"Zygmunt" - drugi pseudonim "Nurta"
*"Stefanowski" - pchor. Albin Hop

*"Czarka" - por. cc Jan Rogowski

*"Bogdan" - Bogdan Małszyński
*"Nil" - gen. bryg. August Fieldorf

*"Korebko" - inż. Kazimierz Czerniewski

O przygotowaniach do Burzy, spotkaniu z żołnierzami radzieckimi i niemieckimi czołgami przeczytacie już za tydzień na www.skarzysko24.pl
Cezary Chlebowski "Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie" Wydawnictwo Epoka, Warszawa 1988 (fragmenty), zdjęcia - reprodukcje z prywatnych zbiorów autora.
Mariusz Gruszczyński

skomentowany przez: Bolo
skomentowany przez: Władysław.
skomentowany przez: Kierowca
skomentowany przez: tsk
skomentowany przez: Monia
skomentowany przez: Gość