Paryska 232A | Skarżysko-Kamienna +48 663 01 55 99 kontakt@skarzysko24.pl
- Reklama -
Image

Opowieść o Halnym (cz.13)

Jest godzina trzynasta. Punktualnie co do minuty na lizjerę lasu spada lawina ognia. Walą gdzieś zza Konieczna dwie baterie artylerii. Skądś z bliska fukają głośno ciężkie moździerze. Na szczęście batalion kwateruje nieco głębiej w lesie i specjalnych strat od tej nawały ognia nie ponosi.

Nagle zajazgotały erkaemy z prawego skrzydła. To kapral „Adam" skoncentrowanym ogniem powitał wysypującą się spomiędzy zabudowań Przygradowa tyralierę i zmusił ją do zalegnięcia. Ale choć „Adamowcy" walą z wszystkich luf, choć nie żałują amunicji, to przecież dziesięcioosobowa drużyna, nawet najdzielniejsza, nie może długo trzymać w szachu dwustu osobowej kompanii frontowego wojska. Niemcy podejmują dialog ogniowy ochoczo, ich cekaemy i erkaemy zalewają strumieniem stali placówkę „Adama".

Wykorzystując przytłumienie partyzanckiego ognia, Niemcy skokami idą do przodu. Ale skoki to krótkie, bo strzelcy przy partyzanckiej broni są celni i kąśliwi. Wspomaga ich moździerz. Już wyrzucił wśród zaległej tyraliery jeden i drugi grzyb ziemi, a za trzecim wybuchem rozłożył na ziemi niemieckiego kapitana prowadzącego atak kompanii. To wyraźnie powstrzymuje animusz Niemców. Dla jego podniesienia hitlerowcy rzucają w sukurs leżącej w polu kompanii samochód pancerny. Sam jego widok powoduje, że „Adam" pcha łącznika do porucznika „Jurka" z prośbą o podrzucenie piata.



Jedyny zdobyczny moździerz w czasie prowadzenia ognia pod Lipnem. Przy broni kpr. „Adam” – Izaak Czyżyk. Obok stoi kpt. „Nurt”.


Bo tylko piat i to z bliska, z pięćdziesięciu metrów, albo gamon z dwudziestu pięciu może sobie poradzić z pancerką. Ale przecież opancerzony pojazd z działkiem i trzema cekaemami może ich wykończyć nie podjeżdżając tak blisko.

Czuwa jednak kapitan „Mariański". I dziś ma szczęśliwą rękę. Po dobrym początku z niemieckim kapitanem postanawia się dobrać i do tego groźnego wroga. Gdy wszystkie strzelnice bojowego wozu iskrzą się długimi seriami, o kilkanaście metrów z boku wybucha pocisk. Po chwili to samo z drugiej strony. Wóz jest obramowany. Doświadczona załoga wie, że trzeci pocisk palnie między tamte dwa, zatrzymuje więc wóz, aby włączyć wsteczny bieg. Za późno. Błysk na pancerzu i czarny kopeć dymu. Załoga próbuje wyskoczyć, ale koszą ją erkaemy ludzi „Adama".

Porucznik „Jurek" wzmacnia „Adama" drugą drużyną w chwili, gdy zza domów Przygradowa wylewają się szarozielone szeregi wermachtu. Nacisk się wzmaga, jest tak silny, że obie partyzanckie drużyny zaczynają się powoli cofać w kierunku lasu.

W tej chwili słychać huki na grobli. Od kilkunastu minut skrada się tu duża, ponad stuosobowa grupa Niemców. Liczą na to, że oddział, zaaferowany walką na końcu stawów, nie zauważy ich, a oni wedrą się na tyły walczących plutonów. Przyczajony „Gwer" trzyma ich na celowniku erkaemów, ale choć palce świerzbią, broń milczy. Jeszcze sto pięćdziesiąt, sto dwadzieścia metrów, sto...

Błysk, huk, skowyt i staccato erkaemów. Na wąskim skrawku grobli zasnutym smrodliwym dymem min - istne piekło. Niemcy ranni, zabici, zaszokowani walą się w wodę i tam kosi ich broń maszynowa.

Moździerze niemieckie przerzucają teraz ogień na groblę, aby przykryć stanowisko „Gwera", aby umożliwić nieszczęsnej grupie wycofanie się z zasadzki. Ale trafić w groblę nie jest łatwo. Rwą się więc moździerzowe pociski wokół grobli, wyrzucając w górę kaskady wody i wielkie tłuste karpie, z których tak dumni są właściciele lipnowskich stawów.

Grobla się trzyma, grobla nie puści. Ale na prawo, od strony Przygradowa sytuacja się wyraźnie komplikuje. Nacisk Niemców tak się zwiększył, że jeszcze kilkaset metrów, a „Gwer" ze swymi ludźmi na grobli zostanie odcięty od batalionu. Już tam na prawo walczy cała osiemdziesięcioosobowa kompania porucznika „Jurka", ale wspierany artylerią, pięciokrotnie silniejszy nieprzyjaciel zyskuje coraz więcej terenu.

„Gwer" na grobli też ma już rannych. Moździerze niemieckie wymacały ich i przykryły salwą. Z centrum obstrzału wyciągają ciężko rannego strzelca „Allana" - Aleksandra Jastrzębskiego, ale dotarcie do drugiego młodego chłopca, odrzuconego wybuchem pocisku o kilka metrów, jest niemożliwe. Rozkaz przyniesiony przez gońca brzmi wyraźnie - wycofać się natychmiast.

Zagrożeni odcięciem odchodzą ze świetnej, nie zdobytej placówki. Odchodzą z ciężkim sercem - tam został ranny kolega, któremu nie można pomóc.

U podstawy grobli nowy rozkaz rzuca ich na umocnienie cofających się „Jurków".

Jeszcze przez szkła widać, jak Niemcy na grobli podrywają się i dopadają do opuszczonych przed chwilą partyzanckich stanowisk. Widać, jak podnoszą rannego chłopca i nikły błysk pistoletowego strzału kończy wszystko.

- Rany boskie. A ci naiwniacy od „Marcina" przedwczoraj wypuścili stu zdrowych byków z wermachtu - złorzeczy „Gwer".

- Może to któryś z nich wykończył chłopaka.

Nowe źródło ognia z tyłu, gdzie dotąd było cicho, spokojnie, sygnalizuje świeże niemieckie siły. Od wschodu, od strony Wiśnicza grają cekaemami niemieckie samochody pancerne, osłaniając atakującą piechotę. Ale i tu zaskoczenie się nie udało. „Szort" obsadzając ten skraj lasu, zaraz na początku walki wysunął na podmokłą łąkę drużynę plutonowego „Gajowego - Alfonsa Fiszlaka, który umieścił elkaem pod dachem starej opuszczonej stodoły. Gdy tylko Niemcy, poruszający się bardzo powoli po łące pełnej bajorek, podeszli dostatecznie blisko, siknął im „Gajowy" długą serię z elkaemu i wdusił w błoto. Pancerki szybko wymacały stanowisko broni maszynowej i wnet trzeba było ewakuować rannych - celowniczego elkaemistę kaprala „Dana" - Arkadiusza Wnętrzaka oraz jego amunicyjnego, strzelca „Mściwego" - Stanisława Koczubeja. Obsługę kaemu przejmuje natychmiast zastępca dowódcy kompanii,  podporucznik „Andrzej" - Andrzej Gawroński. Pod ogniem niemieckich moździerzy ewakuuje się ze stodoły partyzancki elkaem, ale Niemcy nauczeni już raz poruszają się po łące bardzo wolno. Po godzinie jednak, wystrzeliwując setki pocisków z moździerzy i granatników, osiągają skraj lasu.

Jedna z pięciu zrzutowych angielskich rusznic przeciwpancernych zwanych „piatami” – jakimi dysponował I bat. kpt. „Nurta”.

Partyzancki batalion bije się już w tej chwili na trzech frontach - ,,Jurki" odpierają atak od Przygradowa, „Habdank" walczy z uderzającymi od Lipna, zaś „Szort" i „Dzik" powstrzymują napierających od wschodu, od Wiśnicza. I to powstrzymują dzielnie. Raz po raz wyrzucają kontratakiem z lasu na mokradło kolejną falę tyraliery niemieckiej. A tu szczerbi ich moździerz „Mariańskiego". Przed chwilą wywalił dosłownie w górę obsługę cekaemu, który ryglował kontrataki „Dzików", a teraz dwoma pociskami rozpędził niemiecki pluton przygotowany przez oficera do nowego natarcia.

Cicho jest tylko od północy, gdzie na skrzyżowaniu leśnych traktów stoi drużyna „Halnego". Tam jest jedyna droga odskoku.

Niemcy osiągnęli brzeg lasu. „Nurt" nie miał zamiaru im tego bronić, ale oddziały nieprzyjaciela weszły w las nie w południe, jak zamierzały, lecz po czterech godzinach walki, gdy już zapadał lekki zmierzch. A w nocy w lesie walczyć nie będą.

Jeszcze jedna próba, jeszcze jeden desperacki atak hitlerowców załamuje się w ogniu partyzanckich erkaemów. W ciemne już niebo tryskają czerwone rakiety. Niemcy opuszczają las. Teraz otoczą placówkami kompleks leśny i postarają się od rana stłamsić zlokalizowaną „bandę" zmasowanym ogniem artylerii i moździerzy, a potem jednym śmiałym atakiem rozbić i wydusić.

Ale „Nurt" nie czeka. Gdy tylko milkną strzały, rozkaz komendanta nakazuje odskok, szybko, nim Niemcy zamkną północny kraniec boru. Chwilę zajmuje podsumowanie strat i zysków. Straty, to dwóch zabitych partyzantów, których teraz szybko grzebią koledzy, oraz ośmiu rannych - tych bierze pod opiekę partyzancki sanitariat. Doktorzy: „Andrzej" - Władysław Chachaj, „Łada" - Ryszard Goller, „Hanusz" - Edmund Grenda oraz sanitariuszki: „Hanka" - Anna Lubowicka, „Baśka" - Edyta Nawratil, „Janka" - Janina Bratkowska i „Matylda" - Matylda Stambuldzys - przy jakże nikłej ilości środków uśmierzających ból, praktycznie bez opatrunków, będą się starali ze wszystkich sił utrzymać ich przy życiu. Od pocisków artylerii padło pięć koni taborowych. Partyzancki zysk z dzisiejszej walki to ponad osiemdziesięciu zabitych i rannych hitlerowców oraz rozbity wóz pancerny i zniszczone dwa cekaemy.

Noc kryje odskok. Batalion szybko przeskakuje trakt obsadzony przez ,,Halnego" i po dwóch godzinach dociera do toru kolejowego Kielce - Częstochowa. Przechodzą go bez przeszkód.

Przed północą, mając w nogach piętnaście kilometrów nocnego marszu, batalion dochodzi do Chotowa, ubogiej wsi wśród włoszczowskich lasów. Jest to czwarty dzień bitewny i trzecia bezsenna noc. „Nurt" nie ma złudzeń - dzień jutrzejszy będzie też krwawą bitwą. Żołnierze są bez sił. A jutro muszą je mieć, muszą mieć chęć do walki.

Placówki otaczają niewielką wieś. Pada niecodzienny rozkaz:  „spać bez przerwy osiem godzin".

Żołnierz wie, co to znaczy. Śpi. Ale nie pełne osiem godzin. Przed świtem wszyscy są na nogach. Komu się chciało, upichcił gorącą zupę, ten i ów mimo chłodu myje się i goli. Humory dopisują, choć nie brak i nutek wisielczych. „Domański" z twarzą pokrytą białą mydlaną pianą mówi do „Halnego":

 - Tam - kieruje oczy ku niebu - podobno nie golonych nie wpuszczają.

„Bat" wtrąca swoje tradycyjne trzy grosze, które mają uzasadniać jego niechęć do golenia:

 - Nie gol się, to nie będzie cię diabeł kusił, będzie myślał, że świnia.

Oficerowie sprawdzają stan amunicji w plutonach i drużynach. Wydają solidne uzupełnienia. Wszyscy wiedzą, że dzień dzisiejszy musi rozstrzygnąć sprawę.

 - Albo my Niemców, albo Niemcy nas.

 

cdn.

Cezary Chlebowski "Reportaż z tamtych dni" KAW, Warszawa 1988 (fragmenty), zdjęcia - reprodukcje z prywatnych zbiorów autora.

Mariusz Gruszczyński

pierwsin.png
Mariusz Busiek's Avatar

Mariusz Busiek

Aktualności
Sport
Kronika policyjna
- Reklama -
-www.bramyprodukcja.pl--.jpg
ckziu_luty2025.gif
dompogrzebowy_out.jpg
Najnowsze artykuły
Zaproszenia
- Reklama -
Dobre Fotki Mariusz Busiek
Ostatnio komentowane
Ostatnio popularne
Na naszym Facebooku
Informacje praktyczne
Redakcja
ul. Paryska 232A/3
26-110 Skarżysko-Kamienna
+48 663 01 55 99
+48 508 12 72 16
kontakt@skarzysko24.pl
Nota prawna

Wydawca portalu skarzysko24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i postów zamieszczanych przez użytkowników portalu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

Logowanie